Czy warto tworzyć rękodzieło?

Na środku kuchni stał duży, okrągły stół. Pośród jesiennego zmroku jaśniał światłem wiszącej nad nim lampy. Na stole kłębiły się kolorowe szpargały: resztki tkanin, wyprute suwaki, guziki, zwoje gumek i kordonka, szpilki, cyrkle, rozmaite pudełeczka wszelkiej maści kryjące jakieś małe, krawieckie skarby, kredki, igły, papier, poduszka na igły w kształcie serca. Cały ten kolorowy kram był efektem żmudnego zbierania i przechowywania wynikający nie z modnego dzisiaj podejścia “zero waste” lecz z potrzeby, z permanentnego braku PRL-owskiej rzeczywistości, która zmuszała do odzyskiwania wszystkiego co tylko może nadać się do przerobienia.

Przy stole siedziała Starsza Siostra w skupieniu szyjąc coś ręcznie. Z daleka odnosiło się wrażenie, że trzyma w rękach gigantycznego, kolorowego motyla i trzymana w ręku igła igra jakoś z tym kolorowym owadem zmuszając go do ciągłego ruchu. Światło i kolorowe szpargały przyciągnęły Młodszą Siostrę do tej zbieraniny niczym ćmę do świecy. Podeszła na paluszkach i zajrzała Starszej Siostrze przez ramię. - Co robisz? spytała. - Szyję sobie piórnik. To krótkie zdanie wywołało lawinę myśli w głowie Młodszej Siostry. Lawina ta zakończyła się zapewne jedynym zdaniem, którego nastolatka nie chciała usłyszeć. - Ja też chcę taki. Uszyj mi.

Tylko ktoś kto sam coś stworzył własnymi rękoma wie, jak dużo czasu i wysiłku wymaga uszycie czegoś, wydawałoby się tak prozaicznego, jak haftowany piórnik. A nie był to skromny projekt. Trzeba przyznać, że Starsza Siostra zrobiła go z rozmachem. Był to piórnik niezwykle modny - piórnik etui, wielkości zeszytu, mieszczący wszystkie kredki, długopisy i ołówki w swoich pętelkowych, gumowych uchwytach. Z małymi kieszonkami na “pomoce naukowe”, mieszczący linijkę i ekierkę, z przegródką na pachnącą, chińską gumkę. Zamykany był na suwak, który pozwalał rozpiąć piórnik i rozłożyć go niczym książkę. Gdyby tego było mało posiadał on na zewnętrznej stronie ogromnego, haftowanego motyla. Uszyty był z dżinsowych nogawek starych spodni a usztywniany w środku tekturą. Majstersztyk.

Mając powyższe na uwadze, czytelnik jest zapewne w stanie zgodzić się z podejrzeniem, że Starsza Siostra wywróciła oczami, jeśli nie fizycznie, to na pewno w duchu. Zapewne przez chwilę w jej sercu toczyła się walka między połechtanym mile ego, altruizmem, zmęczeniem i wszelkimi innymi emocjami, które mogą się w tej sytuacji pojawić. Trudno jednak zignorować pełne zachwytu i pożądania oczy, które wyczekują na siostrzaną decyzję.

Po chwili zastanowienia Starsza Siostra podejmuje decyzję - Mogę ci uszyć mały piórnik z resztek, które mi zostały. - Ale wyhaftujesz coś na wierzchu? - dopytuje Młodsza Siostra. - Dobrze - odpowiada Starsza Siostra z westchnieniem pełnym rezygnacji.

Tak oto powstaje prosty piórnik-saszetka. Uszyty z dżinsowej nogawki. Zamykany na dwukolorowy suwak - wypruty z jakiegoś starego odzienia. Na wierzchu pojawia się haftowana osada - pagórki, kilka domków krytych czerwonym dachem, kilka drzewek. Nie jest to co prawda piękny, różowy motyl wielkości dłoni ale i tak cieszy Młodszą Siostrę.

Ta historia mogłaby się tutaj zakończyć. Można przecież już wysnuć odpowiedź na postawione na początku pytanie. Każdy w duchu już sam rozsądził czy warto. Ta historia ma jednak ciąg dalszy.

Ten prosty haftowany piórniczek przetrwał szkołę podstawową, liceum, wyższe uczelnie. Różowy motyl na pięknym rozkładanym piórniku odleciał w niebyt a haftowana osada przetrwała 40 lat i ma się nadal dobrze. To znaczy całkiem dobrze jak na ten wiek - dżins nieco wypłowiał, tu i ówdzie się przetarł, ma liczne ślady krwawienia uszkodzonych chińskich piór i długopisów bez skuwki, kilka ran kłutych zadanych cyrklem. Przetrwał chwilowe romanse z piórniczkami różnej maści - tymi skórzanymi saszetkami, etui na dwa długopisy, plastikowymi prześwitującymi, przetrwał okres bojkotu wszelkich piórniczków. Siostrzana ręka zaszyła w nim magiczne zaklęcia, które nie pozwoliły popaść piórniczkowi w niepamięć. I te zaszyte w piórniczku emocje są tym co według mnie decyduje o przetrwaniu rękodzieła. Szyjąc coś z intencją, wkładając w to serce, nie ważne czy dla siebie czy dla innych, nadajemy przedmiotom magiczną moc, rzucamy zaklęcie, które sprawia, że trwają przez lata mimo fizycznego zużycia, mimo zmiennej mody. Ich wiek z czasem zaczyna być atutem a nie wadą.

dżinsowy piórnik-saszetka z haftowanym rysunkiem na wierzchu

NB Aby dodać komentarz trzeba wpisać tekst w pole Comments, kliknąć Post Comment a następnie podać swoje imię (name) i kliknąć przycisk na samym dole Comment as Guest.

Previous
Previous

Regeneracja maty do plotera

Next
Next

Aplikacja wycinana ploterem